Początek peruwiańskiej przygody, czyli witamy w Limie

Patrycja i Dawid na Plaza Mayor w Limie.

Kiedy na etapie planowania trasy naszej podróży wybieraliśmy kraje, które chcielibyśmy odwiedzić, na myśl o Peru czuliśmy delikatne motylki w brzuchach. To tutaj przecież zobaczymy najpiękniejsze świadectwo kultury inków i linie, których dokładnego pochodzenia nikt nie jest w stanie wyjaśnić. Dopiero później przyszło zastanowienie, że przecież Peru to nie tylko Machu Picchu czy linie na płaskowyżu Nazca… Naszą peruwiańską przygodę zaczniemy w Limie i tutaj po raz pierwszy zetkniemy się z kulturą zupełnie inną od naszej.

Pomysł na Peru

Mówiąc zupełnie szczerze, przed rozpoczęciem podróży mieliśmy tyle różnych rzeczy na głowie (m.in. szczepienia, wizy, ubezpieczenia, zakup brakujących sprzętów, czy podróżowanie po Hiszpanii), że ogólny plan zwiedzania poszczególnych krajów udało nam się przygotować jedynie dla Kanady i USA. Wszystkie pozostałe kraje zostały na etapie określenia jednego czy dwóch miejsc, które chcemy zobaczyć lub ogólnego określenia „świątynie buddyjskie w Azji południowo-wschodniej” albo „na Fidżi nurkować, aż palce odmokną”.

Kończąc naszą trasę po Stanach Zjednoczonych zaczęliśmy czuć więc pewnego rodzaju niepokój, przed zbliżającym się nieubłaganie lotem do Peru. Lima, Nazca, Machu Picchu… A co poza tym? Na nasze szczęście w Miami poznaliśmy Giovannę i Elianę. Jakiś czas przed naszym przyjazdem dziewczyny wspólnie wybrały się w podróż po rodzinnym kraju Eliany – Peru. Dziewczyny były dla nas niczym chodząca skarbnica wiedzy. Stały się też dla nas „źródłem wielu (może nawet zbyt wielu) pomysłów na dalszą podróż”, jak wspomnieliśmy we wpisie o Miami.

Opowiedziały nam o swojej przygodzie, jak wyglądały niektóre aspekty podróżowania po kraju, jakich cen powinniśmy się spodziewać i na co szczególnie uważać. Posiadając również gruby przewodnik po Peru, z chęcią nam go użyczyły. Dwa dni spędzone na studiowaniu lektury zaowocowały bardzo długą listą ciekawych miejsc do odwiedzenia i planem na podróż, która powinna trwać dwa razy dłużej niż my mogliśmy sobie pozwolić. Plan jednak udało się zrealizować, ale o tym będziemy pisać później. Dziś zatrzymajmy się w Limie.

Witamy w Limie

Wylądowaliśmy w Limie, dostaliśmy stemple do paszportu, odebraliśmy bagaże i do pełni szczęścia brakowało nam już tylko taniego połączenia do zarezerwowanego hostelu. Gdzieś koło lotniska ponoć jest przystanek komunikacji miejskiej, ale nigdzie na mapie nie mogliśmy go znaleźć. Łatwo jest też złapać niezrzeszoną taksówkę, ale wcześniej nasłuchaliśmy się  jak różne cuda potrafią się przytrafiać turystom podróżującym takimi taksówkami, albo jak różne ceny za przejazd można zapłacić, zrezygnowaliśmy z tej formy przejazdu.

Ruch na ulicach Limy.
Ruch na ulicach Limy

Ostatecznie zdecydowaliśmy się na taksówkę oficjalnej firmy działającej przy lotnisku i łamanym hiszpańsko-angielskim zamówiliśmy przejazd na konkretny adres za 50 soli (drogo, ale dopiero później odkryliśmy, że Uberem byłoby taniej).

Nowy kraj, nowe zwyczaje i nowa kultura… jazdy samochodem. Pas się zwęża? – nie szkodzi, pojadę nim jeszcze kawałek. Z pięciu pasów robią się trzy? – nie szkodzi, jakoś się pomieścimy. Częsty dźwięk klaksonu sprawia, że człowiek się zastanawia czego kierowca częściej używa – klaksonu czy hamulca? Różne wariacje samochodowe widzieliśmy w życiu, ale takiej „jazdy na lodzie” jeszcze nigdy.

Szalona jazda taksówką po Limie.
Szalona jazda taksówką po Limie

W końcu, w jednym kawałku, dotarliśmy na miejsce, a tam czekała na nas niespodzianka. Zarezerwowany przez internet pokój nie był dla nas dostępny, bo hostel takiego pokoju w ogóle nie miał! Zaproponowano nam inny – gdzieś na zapleczu, bez okna, z łóżkiem piętrowym i grzybem na ścianach tak wielkim, że ledwo weszliśmy do pokoju a już zaczęliśmy się krztusić. Nie myśląc długo poszliśmy szukać jakiegokolwiek innego noclegu w okolicy i dwie ulice dalej znaleźliśmy tańszy i dużo ładniejszy pokój, w którym zostaliśmy już do końca naszego pobytu w Limie.

Historyczne centrum

Jak skutecznie wystraszyć turystę stawiającego swoje pierwsze kroki w Peru i w ogóle w Ameryce Południowej? Niemal perfekcyjnie, choć w dobrej wierze, zrobiła to właścicielka hostelu w którym się zatrzymaliśmy.

Mapa historycznego centrum Limy.
Mapa historycznego centrum Limy

Wzięła do ręki długopis i mazak, i na leżącej przed nią mapie centrum historycznego Limy zaczęła zaznaczać mówiąc: „Autobus będzie jechał tędy i wysiądziecie z niego przy Av. Emancipacion. Możecie przejść się dalej tą ulicą, ale najdalej do mostu. Przez most nie przechodźcie. Tu jest Plaza de Armas, Katedra, a tutaj budynek parlamentu. Ładne są również budynki Kongresu, Muzeum i Biblioteki Narodowej. Tutaj nie idźcie (i skreśliła duży fragment mapy) i zdecydowanie nie przechodźcie przez żaden most. Za mostem jest niebezpiecznie, jest tam więzienie i jak gdzieś będą mieli Was okraść, to na pewno tam. No, to tyle. Resztę centrum możecie swobodnie zwiedzać, bo tam będzie więcej turystów.” Z oczami jak pięciozłotówki spojrzeliśmy na mapę, na której wśród złowrogich skreśleń odznaczała się niemal idealnie poprowadzona trasa. Podziękowaliśmy za tę troskę i z gotowym planem zwiedzania ruszyliśmy do centrum.

 

Ochrona wojskowa przy wybranych budynkach rządowych.
Ochrona wojskowa przy wybranych budynkach rządowych

Nie co ukrywać, że najlepszym czasem na zwiedzanie Limy jest dzień (czyli przed zmierzchem). Populacja miasta zbliżająca się do 9 mln mieszkańców to w znacznej mierze ludność, która przyjechała do stolicy szukając pracy i lepszych perspektyw dla siebie i swoich rodzin. Niestety nie wszystkim się udało, dlatego w Limie wiele jest miejsc, również w historycznym centrum, w których zobaczyć można prawdziwą biedę. A to przekłada się niestety na wzrost przestępczości w mieście, której ofiarami często padają nierozważni turyści. Na nasze szczęście zostaliśmy odpowiednio „przygotowani”.

Katedra w Limie.
Katedra w Limie

Historyczne centrum Limy jest urocze. Nie znajdzie się tutaj wysokich biurowców, bo ta część miasta zdecydowanie nie jest dzielnicą biznesową. Znaleźć tu za to można wiele pięknych zabytków, które epatują wielkim fragmentem historii tego miasta.

Plaza San Martin w Limie o zmierzchu.
Plaza San Martin

Mieszanka stylów – od elementów barokowych, przez neoklasyczne, po znaczne wpływy architektury hiszpańskiego okresu kolonializmu i fascynację stylem paryskim – wszystko to tworzy niesamowitą kompozycję. Jednymi z najbardziej charakterystycznych elementów zdobiących znaczną część budynków są balkony.

Balkony Limy.
Balkony Limy

Były one jednym z głównych elementów architektury okresu kolonialnego. Dzięki nim oraz dzięki takim zabytkom architektury kolonialnej jak klasztor św. Franciszka, Plaza Mayor czy Katedra, w 1988 roku Historyczne Centrum Limy wpisane zostało na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Urocze Miraflores

Historyczne centrum to tylko jedno z wielu miejsc w Limie odwiedzanych przez turystów. Drugim najbardziej popularnym miejscem jest położona nad brzegiem Oceanu Spokojnego dzielnica Miraflores. Choć już wiele lat temu duża część biznesu Limy na stałe przeniosła swoje siedziby do tej części miasta, równocześnie z biznesem zaczęła rozwijać się również turystyka. Oprócz biurowców, sklepów i centr handlowych, hoteli i wielu restauracji znaleźć tu też można kilka uroczych parków i terenów zielonych.

Dawid z kotem na kolanach w Parku Kennediego w dzielnicy Miraflores, Lima.
Park Kennediego w Miraflores

Jednym z takich miejsc jest Park Kennediego. Oprócz ogromnej ilości bardzo przyjacielskich kotów mieszkających w tym parku, nigdzie w całym Miraflores nie znajdzie się drugich tak dobrych picarones (tzw. peruwiańskie pączki – smażone na głębokim oleju ciasto z kabaczków i/lub słodkich ziemniaków, polewane dużą ilością syropu z trzciny cukrowej).

Patrycja z talerzem picarones w Parku Kennediego w dzielnicy Miraflores, Lima.
Najlepsze picarones w Miraflores

Na niewielkim pchlim targu w parku kupić można również wiele ładnych albo śmiesznych drobiazgów, jak i rękodzieła lokalnych artystów, a wieczorami na niewielkiej scenie posłuchać amatorskich muzyków w improwizowanych koncertach.

Klif wybrzeża Costa Verde.
Klif wybrzeża Costa Verde

Innym równie uroczym miejscem, o którym nie można zapomnieć podczas wizyty w Miraflores, jest całe wybrzeże Costa Verde. Promenada prowadzi przez urocze parki wzdłuż klifu (m.in. Park Zakochanych), w których można zarówno pospacerować i odpocząć – jest to idealne miejsce do oglądania zachodu słońca nad oceanem, jak również spędzenia czasu bardziej aktywnie, np. biegając lub ćwicząc na miejskiej zielonej siłowni.

Park Zakochanych w Miraflores.
Park Zakochanych w Miraflores

Znajdzie się też coś dla amatorów większej adrenaliny. Wiatr znad oceanu sprawia, że klify Costa Verde to idealne miejsce dla paralotniarzy, a łapiąc wysokie fale miłośnicy surfowania będą czuć się prawdziwie w swoim żywiole.

 

Przydatne informacje:

  • Nie ma obowiązku wizowego dla Polaków podróżujących do Peru w celach turystycznych, na okres nie dłuższy niż 90 dni. Jedynym wymogiem jest ważność paszportu – przynajmniej 6 miesięcy od daty wjazdu do Peru. W naszym przypadku celnik pytał także o bilet wyjazdowy.
  • Wybierając się do Peru warto zaopatrzyć się w kserokopię paszportu, najlepiej potwierdzoną odpowiednim stemplem urzędniczym. Podczas podróży bardzo często konieczne jest okazanie dokumentu tożsamości – hotele, autobusy, czasem przy zakupie biletów do atrakcji turystycznych. Dużo wygodniej i bezpieczniej jest pokazywać ksero, które może się zniszczyć albo zgubić, niż oryginał, który będzie nam potrzebny do wylotu z kraju.
  • To chyba najbardziej przydatna informacja. Wybierając się do Ameryki Południowej i podróżując budżetowo (czyli bez hoteli „gwiazdkowych”, przelotów między większymi miastami, itp.) warto nauczyć się chociaż podstaw języka hiszpańskiego. Znajomość liczb, umiejętność zamówienia jedzenia czy wytłumaczenia dokąd chce się dojechać będzie na wagę złota. Nie jest prawdą, że w Peru bez problemu porozumiewać się można po angielsku. Co innego w typowo turystycznych miejscach, takich jak Machu Picchu albo Nazca lub podczas wykupionych w biurze podróży zorganizowanych wycieczek z przewodnikiem. Żeby jednak na samym początku naszej opowieści o Peru nikogo nie odstraszać dodamy, że kilka razy spotkaliśmy turystów nie mówiących absolutnie nic po hiszpańsku i jednocześnie z angielskim tak łamanym, że nie sposób było cokolwiek zrozumieć. Czasem wystarczy chcieć, a reszta już jakoś sama się ułoży 😉
  • Z lotniska w Limie do miasta można dotrzeć na kilka sposobów – autobusami komunikacji miejskiej lub busami colectivo albo taksówkami – prywatnymi (niezrzeszoną w żadnej firmie), oficjalnymi taksówkami firmy obsługującej lotnisko albo Uberem. W pierwszym przypadku będzie taniej (nie wiemy ile, bo nie skorzystaliśmy), wystarczy jedynie wyjść z lotniska, przejść około 1,5 km do przystanku i wsiąść w odpowiedni autobus/bus (jeśli oczywiście się wie, który jest odpowiedni…). Sami nie czuliśmy się zbyt pewnie na myśl o szukaniu przystanku i odpowiedniego autobusu, więc wybraliśmy taksówkę. Niezrzeszone taksówki są z reguły najtańsze, ale ryzykowne – czytaliśmy trochę o oszustwach i napadach na turystów. Za każdy kurs liczą indywidualnie, a cenę najlepiej ustalić przed rozpoczęciem kursu. Oficjalne taksówki jeżdżące z lotniska mają z góry ustaloną cenę za przejazd w konkretne części miasta, a za kurs płaci się w kasie na lotnisku przed ruszeniem w podróż. Ostatnią opcją, którą osobiście najbardziej preferujemy, jest skorzystanie z aplikacji Ubera, co może być szczególnie przydatne dla osób, które nie mówią po hiszpańsku lub nie chcą się targować się z taksówkarzem. (Możecie otrzymać darmowy pierwszy przejazd, jeżeli zarejestrujecie się korzystając z tego linka: www.uber.com).
  • Do stałych wydatków w Peru należy doliczyć kupno wody. Zdecydowanie odradzamy picie wody z kranu, a w niektórych przypadkach również mycia i płukania zębów bieżącą wodą. Dla nas taka „lekkomyślność” zakończyła się jednym z trzech zatruć pokarmowych w Peru.
  • Również radzimy się zastanowić przed jedzeniem niektórych tradycyjnych potraw, jak np. ceviche. Wygląda bardzo apetycznie, smakuje też ciekawie, ale jest to danie, którego głównym składnikiem jest surowa ryba lub owoce morza. Żołądek nieprzystosowany do tego typu dań może przeżyć prawdziwą rewolucję. Niestety coś o tym wiemy…

Wideo

Galeria